"Powołanie do życia zakonnego jest przede wszystkim decyzją Bożą. To Pan Bóg wybiera, kogo chce, nie dlatego, że jeden jest gorliwy, a drugi nie, lecz dlatego tylko, że tak jemu się podoba. Jak król wybiera na dwór, kogo chce, bez żadnej zasługi powołanego, tak samo czyni Pan Bóg dając komuś łaskę powołania zakonnego".
To szczególne Boże wybranie było widoczne już w czasie jego dzieciństwa. Już od najmłodszych lat wyróżniał się wśród swoich rówieśników wielką pobożnością i nabożeństwem do Najświętszej Maryi Panny. Dowodem na to są świadectwa jego matki, a także jego własne słowa "Jeszcze pamiętam, że jako mały chłopiec kupiłem sobie figurkę Niepokalanej za 5 kopiejek. A w internacie na chórze, gdzie słuchaliśmy Mszy św., z twarzą na ziemi obiecałem Najświętszej Maryi Pannie królującej w ołtarzu, że będę walczył dla niej. - Jak - nie wiedziałem, ale wyobrażałem sobie walkę orężem materialnym..." Już jako chłopiec rozumiał, że skoro Niepokalana go pociąga, należy zbliżyć się do Niej przez pokorną modlitwę.
Tak św. Maksymilian Kolbe mówił o tej wielkiej łasce jaką go Bóg obdarował, łasce życia w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie.
Jak syn ubogiego rzemieślnika miał odziedziczyć po swoim ojcu niewielki, domowy warsztat tkacki. Jednocześnie czuł powołanie do stanu zakonnego i wiedział, że musi odpowiedzieć na to Boże wezwanie. Dlatego wraz ze swym starszym bratem prosił rodziców o zgodę na wstąpienie do Zakonu Franciszkanów. Po początkowym wahaniu rodzice się zgodzili.
Rozpoczęcie nowicjatu poprzedzała 3 letnia nauka w gimnazjum franciszkańskim, którego alumni mieszkali w internacie zakonnym. Był to dla niego czas systematycznej nauki i wzrostu pobożności maryjnej.
Mimo początkowej decyzji o oddaniu się życiu zakonnemu, tuż przed rozpoczęciem nowicjatu nie był wcale pewny czy jest to właściwa dla niego droga. Przeżywał chwilę ciężkich zmagań wewnętrznych. Miał wątpliwości, czy wytrwa, młodzieńcza wyobraźnia stawiała mu przed oczy piękną i bohaterską drogę służby wojskowej. Pamiętał o swoim przyrzeczeniu, że będzie walczył dla Najświętszej Maryi Panny i myślał, iż najpiękniejszą z walk jest walka orężem - jak dawni rycerze - jak to ongiś śnił św. Franciszek z Asyżu. Jednak, z Bożą pomocą, ostatecznie postanowił wybrać życie zakonne.
Nowicjat rozpoczął w 1910 r. Z początku niczym szczególnym się nie wyróżniał. Jednak ciągle wzrastało w nim pragnienie bycia jak największym świętym. Wytrwale dążył do realizacji tego celu przez umiłowanie modlitwy, sumienność w obowiązkach i posłuszeństwo przełożonym. Po kilku latach tak sam piszę o tym okresie: Mimo dużej skłonności do pychy, Niepokalana pociągała mnie silniej. Na klęczniku w celi miałem stale obrazek jakiegoś świętego, któremu objawiła się Niepokalana i często modliłem się do Niej. Z czasem coraz jaśniej poznawał, że aby autentycznie żyć powołaniem, którym Pan w swym wielkim miłosierdziu go obdarzył, musi coraz doskonalej wypełniać wolę Bożą. Wolę tą objawiało mu święte posłuszeństwo Kościołowi i przełożonym, dlatego starał się nawet w najmniejszych rzeczach być im posłuszny. Innym sposobem rozeznania Bożych zamiarów była dla niego modlitwa, którą także uważał za źródło dobrych owoców wszelkiej pracy i działalności apostolskiej. To właśnie podczas jednej z medytacji odkrył, że powinien założyć stowarzyszenie maryjne, którego członkowie przez swoje całkowite oddanie Niepokalanej, przeciwstawią się nasilającym się wówczas działaniom antykościelnym. By upewnić się czy ta myśl pochodzi od Niepokalanej, zapytał się swego ówczesnego kierownika duchowego, a otrzymawszy zapewnienie ze strony świętego posłuszeństwa, postanowił rozpocząć sprawę. W październiku 1917 roku wraz z kilkoma braćmi zakłada Rycerstwo Niepokalanej, które stało się dziełem jego życia, jego doskonałą odpowiedzią na Bożą łaskę powołania. Stowarzyszenie to przez dziesiątki lat swego istnienia, przez wiele milionów swoich członków przyczyniło się do nawrócenia niezmierzonej liczby dusz. Dla potrzeb Rycerstwa zaczyna z czasem wydać czasopismo - "Rycerz Niepokalanej", które po kilku latach było wydawane w nakładzie około miliona egzemplarzy.
Św. Maksymilian doskonale wiedział, że dla prowadzenia tak wielkiego dzieła, potrzebna jest duża liczba braci zupełnie oddanych Niepokalanej dlatego z dużą troskliwością dbał o powołania, którymi Niepokalana obdarzała swoje dzieła. W tym celu napisał m.in. poniższy artykuł, który zamieścił w Rycerzu Niepokalanej. Pokazuje w nim swoje rozumienie powołania zakonnego jak również wskazuję na różne przeszkody, które młodemu człowiekowi utrudniają lub wręcz uniemożliwiają odpowiedzenia na głos powołania. Wśród tych przeciwności widział oprócz pragnień tego świata, takich jak kariera, sława, pieniądze, także sprzeciw rodziców, którzy bardzo często nie pozwalali swym dzieciom wstąpić do zakonu.
Powołanie zakonne. Niejedni rodzice, usłyszawszy ten tytuł, pomyślą zaraz: piękne to, wzniosłe, szczytne, wielkie, święte - byleby tylko które z naszych dzieci tym się ... nie przejęło i o klasztorze - broń Boże - nie zaczęło na serio myśleć. A dlaczego? Jakżeż!? Zakopać się w ponurych, wilgotnych, ciemnych, grubych murach... w istnym grobie i to żywcem, głodzić się, umartwieniami dręczyć, i długie odprawiać modlitwy!? itd. Itd.
Sam słyszałem takie zdanie: "tam ci jeść nie dadzą i każą się modlić, a może i ciężko pracować."
Większość jednak nie wyobraża sobie klasztoru jako tak znowu okrutnego więzienia, ale przecież - mówi - mojemu synowi, córce uśmiecha się świetna kariera, zdolności nie przeciętne, obejście miłe, zdrowie - Bogu dzięki - a może spore zasobności rodzinne przyniosą temu dziecku wymarzone prze rodziców: zaszczyty, dobrobyt, szczęście - jakże więc dopuszczać do głowy myśli o klasztorze?!
Inni znów pragną swoje ukochane dziecko jak najdłużej mieć przy sobie, będąc przekonaniu, że tylko w ognisku rodzinnym może się czuć szczęśliwy.
Jeszcze inni przechodzą myślą lata w których tyle kosztów ponieśli dla dziecka, tyle się napracowali i natrudzili i decydują: "czyż nie słuszna rzecz, by teraz ten syn, ta córka pracowali i oddawali rodzicom to, co na nich zostało wyłożone?!"
Są i tacy, co chętnie złożyli by ofiarę Bogu z dziecka swojego, ale żeby przecież one zostało [kimś], więc niech by już poszło i do seminarium, niech by się uczyło na księdza! Zostanie wikariuszem, proboszczem, kanonikiem, no... i biskupi też nie są wieczni - a nóż ?
Ale żeby to dziecko miało wyrzec się świata i to naprawdę zupełnie, i dla miłości Bożej, dla miłości Niepokalanej stało się aż ostatnim może z braciszków w takim np. Niepokalanowie! I żeby mu tam przyszło ponosić wzgardę, przepracowywać się i cierpieć ze wzrokiem utkwionym w Niepokalaną, a może i pojechać gdzieś w kraje pogańskie i tam wyniszczać się w trudach lub nawet i krew przelać za wiarę, za Jezusa - śmierć - to już nie może pomieścić się w głowie niektórym rodzicom, nieraz pobożnych i uczciwych skądinąd. To za wielka ofiara - mówią. To też wyrywającemu się do życia zakonnego dziecku przeszkadzają jak mogą, proszą, grożą, zaklinają, a czasem i biją je, niepomni w swoim zaślepieniu, że w tym grzeszą już ciężko. Zapominają, że Pan Bóg jest ich i dziecka Panem, że tak ich jak i dziecko on wywiódł z nicości i w każdej chwili istnienie daje, że On, jeżeli tak mu się podoba, może dać dziecku tę wielką, nadzwyczajną łaskę powołania zakonnego. Jeżeli zaś On sprawia ten najwyższy zaszczyt rodzinie, a rodzice go nie doceniają, obrażają Jego majestat, bo jakby mówią: "nie Ty o Boże, ale my potrafimy dać naszemu dziecku szczęście."
A może się zdarzyć i wypadek na który sam patrzyłem. - Chłopiec był dobry, pracował w drukarni Rycerza dla Niepokalanej i pragnął wstąpić do zakonu, poświęcić się Niepokalanej, jej ofiarować się na zawsze - ale rodzice nie pozwalali. Starałem się wpłynąć na ojca - na próżno. Z czasem sami tylko bracia mogli pracować przy "Rycerzu", więc już i nie przychodził. Z kolegami wybrał się raz na przechadzkę, ale przeskakując rów z wodą, wpadł do niego. Przeziębił się nieco, pokaszliwał, wkrótce się położył i gdy się pogorszyło, powiedział do księdza, który mu przyniósł Wiatyk ( i może wspomniał o uzdrowieniu) : "ja nie chcę żyć, chcę pójść do Niepokalanej." I wkrótce zmarł. Szczęśliwy on, że Niepokalana go sobie wcześniej "gwałtem" zabrała, bo co by napotkał na dalszej drodze życia ? Czy by zachował niewinność ? Tego z góry zaręczyć nie podobna. I czy by się zbawił?... Pan Bóg przygotowuje każdemu szczególne łaski na tej tylko drodze życia, na której chce go mieć.
A rodzice? Sami dobrowolnie pozbawili się wielkiej zasługi na ziemi i bardzo wielkiej nagrody w niebie. I po co to? Na co?
Św. Maksymilian do końca był wierny swemu powołaniu - nieograniczonej służby Bogu i bliźnim. W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu widząc wielką rozpacz współwięźnia skazanego na śmierć, zgłosił się za niego do bunkra głodowego. I nawet tam w obliczu śmierci nie zapomniał do czego powołał go Bóg, przygotowując na śmierć tych, którzy z nim byli w bunkrze. Jednając ich z Bogiem na pewno dodawał im otuchy, opowiadając o tym, w co przez całe życie mocno wierzył - o niebie w którym czeka na nich Bóg i Niepokalana. Sam na śmierć czekał z radością, gdyż wiedział, że wypełnił swoje życiowe powołanie i że dopiero w niebie zobaczy wszystkie jego owoce - rzesze dusz, które dzięki jego Rycerstwu Niepokalanej poznały i pokochały Boga.
Panie Jezu ukryty w Najświętszym Sakramencie bądź uwielbiony za Twojego sługę św. Maksymilian, którego nam dałeś jako wzór w odkrywaniu i realizacji naszego powołania. Prosimy Cię, pomóż nam naśladować jego umiłowanie modlitwy, posłuszeństwo Twej woli i ofiarność w jej wypełnianiu, abyśmy z Twoją pomocą wytrwale dążyli do osiągnięcia niebieskiej chwały, którą dla nas przygotowałeś. Przez Chrystusa Pana naszego.
brat Marian Gołąb OFMConv / za www.franciszek.pl